Powrót w fińskie szkiery obiecałem sobie już od razu po pierwszym rejsie w to miejsce. To chyba najpiękniejszy rejon Bałtyku. Robi nawet większe wrażenie niż tak reklamowane norweskie fiordy Morza Północnego. Mnóstwo malowniczych wysepek, niby podobnych, a jednak różniących się tak bardzo od siebie; maleńkie mariny, częstokroć składające się wyłącznie z pomostu, sauny i...budki z serduszkiem; a wokół morze i nieskażona przyroda.
Na tę wyprawę wyruszyliśmy samotrzeć, Piotrek, Hans-Christoph i autor niniejszej relacji. Tak, tak podejrzenia są słuszne – Hans-Christoph jest Niemcem, mieszkańcem Heidelbergu. Językiem urzędowym na jachcie był wprawdzie polski, jednak załoga porozumiewała się po niemiecku, gdyż nasz Heidelberczyk nie posługuje się mową Kochanowskiego i Mickiewicza. Najtrudniejsze były początki i ustalenie jednolitej terminologii żeglarskiej (bez kilku neologizmów nie obyło się, oczywiście :-)). Ale po kolei...