Rejs zaczęliśmy w Amsterdamie. Po pożegnaniu poprzedniej załogi obładowanej promocyjnymi zakupami, sami zaczęliśmy zgłębiać piękno tego miejsca. Krzywe kamienice, egzotyczne zapachy, różnokolorowe latarnie i miliony rowerów urzekły nas do głębi. Kiedy doszliśmy już do wniosku, że żadne z nas nie chciałoby zostać kapitanem promu wyruszyliśmy wreszcie w rejs. Pierwsze spotkanie z silnymi prądami i wiatrami wszyscy zdaliśmy celująco, choć objawił nam się i szanowany wszem i wobec Prezes naszej imprezy. Udało nam się dotrzeć do kolejnego holenderskiego miasta - Rotterdamu.
Drugi turnus 2010
Załoga w składzie: Jakub Stęchły (kapitan), Mariusz Malik (I oficer), Wojciech Stęchły (II oficer), Maciej Madej (III oficer, kaowiec)
Bananowe pływanie
Po całodniowej podróży z naszego kochanego Poraja, zmęczeni, lecz pełni entuzjazmu dotarliśmy do Tyboron, gdzie czekała już na nas załoga Grzesia Dronki. Po przekazaniu Wenedy z samego rana, sprawnie rozpakowaliśmy rzeczy i sklarowaliśmy jacht. Po południu udaliśmy się na ostateczne zakupy i zwiedzanie małego, rybackiego miasteczka.
IV Turnus Wenedy czyli 1000 mil morskiej żeglugi oraz kilometry przebytych szlaków
Bergen przywitało nas chłodno, rzęsistym deszczem i wysokimi cenami. Po komfortowym locie przesiedliśmy się do busa, który kosztował nas po 40zł i znaleźliśmy nasz jacht poznając przy okazji nietypowego rodaka o ambicjach masażysty. Załoga Jodełki zostawiła nam jacht zacumowany w malowniczym otoczeniu hanzeatyckich domków. Dogłębnie zwiedziliśmy uroki miasta, czekając na otwarcie sklepu gdzie znajdowały się upragnione przez nas mapy do Alesundu. Kiedy niektórzy zaspokoili już swój głód kebaba, mogliśmy spokojnie pożegnać Bergen.