Deutschlandfunk straszy ostrzeżeniami sztormowymi akurat dla naszego rejonu. Nad Świnkowem przewala sie kolejny niż...
07.07.2007 Sobota
Rano (0815) na dworcu w Świnoujściu wita nas poprzedni skipper Grześ Dronka i jego pierwszy Jacek Jurek. Dostajemy zaproszenie na śniadanko a w drodze do mariny nasi poprzednicy opowiadają o swoich przygodach...
Basen Północny i... Jest! Nasza kochana Weneda! Śniadanko minęło w atmosferze morskich opowieści poprzedniej załogi. A teraz czas na przejęcie jachtu. Wszystko działa niczego nie brakuje. Możemy się zaokrętować. Grzesiowa załoga decyduje się na wyjazd pociągiem o 1105 więc z naszego obiadku nie skorzystają... Czas na zakupy. Ruszamy do świnoujskich supermarketów. Niestety w jednym nie załatwimy wszystkich spraw. Co więcej z Johnym musimy pomaszerować prawie aż pod niemiecką granicę żeby kupić paczkowaną próżniowo wędlinę - dziwne miasto to Świnoujście. Jedzenie zaształowane - czas na rozpakowanie bagaży.
Nie mogło zabraknąć szkolenia z zakresu używania urządzeń jachtowych, zasad bezpieczeństwa i alarmów, które nie daj boże mogą się zdarzyć. Tą częścią zajął się pierwszy oficer Johnny pod bacznym okiem skippera. Pierwsze odebranie prognozy pogody z www.dwd.de nie wygląda wesoło. Ostrzeżenia sztormowe dla naszego i najbliższych sektorów. Czekamy do jutra...
08.07.2007 Niedziela
Niestety o poranku radiowa prognoza pogody nie wygląda zachęcająco a chwilę później na tablicy przed bosmanatem pojawiło się... W7-8?9 czekamy z wyjściem do poniedziałkowego poranka.
Cały dzień spędzamy w Świnoujściu. Najpierw spacer na plaże a w trakcie odwiedziny w Forcie Aniołów gdzie zwiedzamy cały fort i wystawy w nim. Ku naszej uciesze Pani przy wejściu oznajmia, że wszystkich eksponatów można dotykać! W osadzie wikingów toczymy potyczki, "biesiadujemy" przy "ognisku" no i przeistaczamy się w ichniejszych kowali. Później wycieczka po kondygnacjach fortecy a na koniec wystawa, na której znów przenosimy się w czasie... To my! Pruscy łucznicy, rosyjscy marynarze... Zabawa przednia, ale czas ruszać na plażę.
Po drodze Kuba znajduję gąbkowego ludzika, który dalej podąża z nami. Wreszcie plaża i morze! Przy takim wietrze wygląda troszkę groźnie no i niesamowicie pięknie! Spacer po plaży mija wesoło, ale nasze brzuszki domagają się papu... KPL smażalnia ryb a na miejscu dorszyk, flądra i miętus... Mniam! Po całym dniu zwiedzania wracamy na jacht... Nasz gąbkowy przyjaciel dostaje odpowiedzialne zadanie - zostaje pokładowym kludznikiem!
2105 Deutschlandfunk 177kHz - tym razem prognoza nie wygląda tak groźnie na 12h 6 słabnące do 5 a na 24h 5. Rano wychodzimy w morze!
09.07.2007 Poniedziałek
Wczesna pobudka. Jeszcze tylko odprawa w GPK'u i żegnamy główki portu. Żagle do góry, silnik wyłączony, kurs na Bornholm! Dziewczyny jak przystało na nowicjuszki troszeczkę zemdliło... No zdarza się. Dzień mija spokojnie. Wieczorem z pokładu słychać dźwięk gitary i śpiewu...
"Bo kiedy śpiewu nie ma Neptun się będzie gniewać"
Zachód słońca na morzu i to jeszcze przy dźwiękach gitary i szant wygląda cudownie...
10.07.2007 Wtorek
Rano do góry idzie genua 25. Wczesnym przedpołudniem wchodzimy do Svaneke. Pierwszy obcy port. No i szok dla naszych kobiet. Prysznic na żetony i to tylko 3 minuty! Ale jakoś sobie poradziły...
Czas ruszać na podbój Svaneke. Wizyta przy dwóch miejscowych wiatrakach i oryginalnej wierzy radiowej. No a w porcie... Kaczki dziwaczki. Zabawa przy karmieniu tych wesołych zwierzątek dostarczyła nam wiele radości. Kaczki tak bojowe, że w pewnej chwili byliśmy świadkami jak jedna z nich prawie utopiłaby mewę! Wyglądało to komicznie - no nie dla tej biednej mewy.
11.07.2007 Środa
Urodziny Jagódki! O poranku Kuba pobiegł do sklepu po wielkie lody dla naszej "nowonarodzonej". Na kei odśpiewaliśmy "Sto lat" i zrobiliśmy sesję zdjęciową naszej Jagódce z big lodami.
Trzeba ruszać dalej. Wyjście ze Svaneke, żagle góra! Nasza drobna Jagódka się spisała. Sama wytargała na maszt grota i genue25. Dzielna dziewczyna!
W południe zawitaliśmy na Christianso. Urocza wyspa, w której zakochałem się podczas wcześniejszego rejsu. 2godzinny spacer wystarczyłby ten mały raj na ziemi rzucił czar także na moich załogantów. Wysepki urocze. Brak samochodów. Domy zbudowane z kamienia. Tak jakby czas zatrzymaj się tam w miejscu kilkadziesiąt lat temu.
Przed obiadem opuszczamy z łezką w oku ten cudowny klimat i ruszamy do Hammerhavnen na zachodnim wybrzeżu Bornholmu. W połowie drogi zaczyna nieźle wiać. Po wychyleniu nosa zza wyspy dostajemy 1.5-2m falą i silnym wiatrem z SW. Przy takim wietrze i stanie morza mały i płytki Hammerhavnen nie był by komfortowym i bezpiecznym portem ze swoim wąskim i płytkim południowo-zachodnim wejściem. Zmiana kursu do Allinge.
Niestety w Allinge brak miejsc - port zamknięty. Razem z jeszcze jednym polskim jachtem, dla którego zabrakło miejsca ruszamy do pobliskiego Tejn. Tu też nie zanosi się na wolne miejsce parkingowe. Ale Polak potrafi! Najpierw Weneda a tuż za nią nasi towarzysze staje longside do jednego z nabrzeży. Zdumiony kapitan portu aż zaznacza na swoim planie dwa dodatkowe miejsca, których wcześniej tam nie było. I tak przyczyniliśmy się do rozwoju mariny w Tejn.
12.07.2007 Czwartek
Rano żegnamy naszych towarzyszy no i sami krótko po nich wychodzimy w morze. W-SW 5-6 1,5-2m, czyli będzie wiało w dzioba. Fok I i pierwszy ref okazał się dobrym pomysłem po wyjściu zza Bornholmu. Po jakimś czasie spotykamy naszych przyjaciół z Tejn. "O boże!" - Tak Jagoda podsumowała widząc jak rzuca troszeczkę większym od naszej Wenedy jachtem i kiedy uświadomiliśmy jej, że my wyglądamy z boku dokładnie tak samo.
Wieczór - i ciągle odstawiamy długie halsy w stronę Trelleborga...
13.07.2007 Piątek
Gislovslage witamy koło południa. Plan spacerku legł w gruzach. Załoga wolała odespać męczącą, nocną halsówkę.
Wieczór przy jednej z portowych ław. Gitara, szanty - zrobiły wielkie wrażenie na załogach innych jachtów. Przechodzili koło nas z rysującym się na twarzach podziwem i uśmiechem. Szantowy klimat przywitał zachód słońca. Czas iść spać, bo jutro wcześnie wychodzimy...
14.07.2007 Sobota
O poranku kurs na wejście do kanału Falsterbo. Coś nowego - przejście przez kanał i pod ruchomym mostem. A za kanałem słońce i sprzyjający wiatr z baksztagu-fordewindu. Kopenhaga zbliża się szybko! A pogoda po raz pierwszy na tym rejsie pozwala na wysuszenie jachtu. Na górę wędrują wszystkie materac, poduszki, koce, pokrowce z flagami MKS'u i banderkami. Już wkrótce podziwiamy niezliczone wiatraki stojące na okolicznych mieliznach a po obiedzie wchodzimy do mariny Margreteholm w Kopenhadze. Sprzątanie jachtu i czas ruszać do miasta! Pierwsze duże miasto na naszej trasie. No i jego sławna dzielnica Christiania. Miejsce wyrwane z rzeczywistości. Na jego "ulicach" czuć inny klimat (i nie tylko klimat - kto był to wie, kto nie był niech się wybierze). Tu życie wygląda zupełnie inaczej. Teraz do centrum Kopenhagi. Po całym popołudniu zwiedzania wieczorem wracamy do mariny.
15.07.2007 Niedziela
Rano szorowanie pokładu i znowu wypad na miasto. Za dużo tego dobrego! Płyniemy dalej. Prognozy obiecują SW4 - dla nas super baksztag do Helsingoru. Przed samym zamkiem Hamleta troszkę adrenalinki. Trzeba przeciąć promowy szlak między Helsingorem a Helsingborgiem. Nie wiem, czemu ale wyglądało to zupełnie jak by się te wielkoludy na nas zaczaiły. Długo ich nie było widać a jak już się znaleźliśmy po środku toru to nas na raz ze 4 próbowały rozpłynąć... Wredne promiska!
Wieczór w Helsingorze na zamku Hamleta a później kolacja w pizzeri z przemiłą obsługą. Niestety Kuba musiał wywinąć jakiś numer. Co prawda tragedii nie było raczej kupę śmiechu, ale... No nic może wam Kuba opowie...
16.07.2007 Poniedziałek
Poranek trochę zmienił nasze plany. Miało być Ven a później dalej w stronę Koge, ale z racji słabego wiatru tylko przepłyniemy koło tej małej wysepki. No i straszył ten niż nad Irlandią. Kurs do Koge, ale wcześniej pod mostem w Sundzie.
Mostem tak długim, że chowa się za horyzontem... A raczej sprawiającym takie wrażenie przez swoją krzywiznę i tym, że kończy się na wyspie po środku Sundu. Co nie zmienia faktu, że jest oooogromy i dłuuugaśny! Teraz kurs na Koge. Wiatr odmówił posłuszeństwa i gdzieś poszedł. Odkładamy Koge - o poranku będziemy w Klintholm...
17.07.2007 Wtorek
Rankiem przywitał nas Mon a wczesnym przedpołudniem marina w Klintholm. W trakcie ostatniego przelotu przestała działać UKF'ka. Po konsultacji z Pawłem i kilku próbach udało się usunąć awarię - spalony bezpiecznik. Takie małe guwienko a tyle problemów.
Teraz sprzątanie i suszenie jachtu. A Jagoda z Johnym zajęli się szorowaniem troszeczkę sfatygowanych na czarnych oponach odbijaczy. Sprawili się wyśmienicie! Biało-czarno-bure odbijacze znów lśniły swoją białością zupełnie jak nowe! Spacer do sklepu a na obiadek wyśmienite spaghetti! A wieczorem filmik na laptopie Johnego. Oczywiście coś o morzu - tym razem o ratownikach, czyli... "Patrol"...
18.07.2007 Środa
Po porannej prognozie pogody (0640) wychodzimy i dziobek w stronę Sassnitz. Hola! Hola! Najpierw trzeba przeciąć tą autostradę! Szeroki farwater dostarczył wielu wrażeń. A raczej nie farwater tylko statki po nim pływające. W pewnej chwili naliczyliśmy ich na raz koło 12. No to po przejściu tej ruchliwej "jezdni" można bez zakłóceń do Sassnitz. Fordewindowe 2-3 pozwoliło postawić 2 genuły na bliźniaczych sztagach. Ciągnęły przepięknie! No, ale wiatr zaczął odkręcać i została wkrótce tylko jedna Pani Gienia w towarzystwie z Panem Grotem - też nieźle współpracowali.
Przed samym Sassnitz (2,5Mm do główek) znad lądu nadeszła czarna chmura. Po zrzuceniu genuły przywaliło znienacka wiatrem i deszczem- znienacka tzn. spod tej chmurwy! Simrad pokazał 7B. Po krótkiej 20minutowej żegludze w takich warunkach trochę się uspokoiło. Samo Sassnitz witało nas już słońcem i niezbyt silnym wiatrem. Odprawa graniczna u zielonych Panów celników a przed nią rekordowe sprzątanie jachtu w wykonaniu Jagody! Posprzątanie pod pokładem zajęło jej całe 5minut - tak się tą kontrolą biedna przejęła.
19.07.2007 Czwartek
No i został ostatni przelot. Pogoda sprzyja - 4-5 z półwiatru do baksztagu. Niż znad Irlandii, który straszył w Helsingorze na szczęście poszedł nad Szwecją. Od Klintholmu obserwujemy na prognozach jak najpierw przewalił się nad Skagerrakiem i Kategatem a teraz nad Centralnym i Północnym Bałtykiem. Co tu dużo mówić mieliśmy troszkę szczęścia.
Wczesnym wieczorem próba wywołania Świnoujście Traffic zakończone fiaskiem. No cóż olali nas krótko mówiąc. Odprawa u widać troszkę znudzonego Pana celnika. Duńska, Bornholmska, Szwedzka i Niemiecka banderka pod prawym salingiem i o 1915 Weneda znowu przy kei w Świnoujściu. Trzeba iść spać, bo od rana czeka nas ostre sprzątanie jachtu przed zdaniem go następnej załodze...
20.07.2007 Piątek
Śniadanie i do pracy! Zadania rozdzielone. Pucujemy, sprzątamy, suszymy, naprawiamy itd. itp. Trzeba było dokupić 2 potłuczone szklanki i zgubioną wycieraczką. No i poranna wizyta na stacji benzynowej. A w trakcie sprzątania okazało się skąd cieknie paliwo - usterkę usunął Kuba babrząc się po łokcie w oleju napędowym.
Skończyliśmy późnym popołudniem. Głodni wymaszerowaliśmy na miasto w poszukiwaniu jedzonka. Rybka wydała się być odpowiednim posiłkiem. Najedzeni wróciliśmy na jacht. Jeszcze tylko kolacja kapitańska. Rozdanie opinii, wspomnienia...
21.07.2007 Sobota
Wczesna pobudka. Razem z Johnym poszliśmy odebrać następną załogę a Jagoda i Kuba zajęli się przygotowaniem śniadania. No właśnie - Ewelinę pożegnaliśmy w piątek wieczorem.
Razem z następną ekipą zjedliśmy śniadanko. Jeszcze tylko zmyć naczynka, wyokrętowanie i przekazanie jachtu Pawłowi i... Kończymy swój rejs... Zostawiamy Wenedę w rękach Pawła. Oby i im udał się rejs i wrócili szczęśliwi i cali do domu.
Mój pierwszy... Pierwszy skipperski. Choć nie pierwszy raz na morzu to jednak z nowymi wyzwaniami i patrząc na jacht i załogę z innej strony. Kupę nowych doświadczeń, nowych lekcji danych przez jacht i morze. Myślę, że ten rejs mogę ocenić ze swojej strony pozytywnie. Załoga wróciła cala i chyba zadowolona, jacht bez żadnych usterek... Teraz tylko zostaje ocena armatora...