A wszystko zaczęło się 14 lipca Anno Domini 2006 od rozpakowania bagażu, zapoznania się z kadrą i nowymi przyjaciółmi. Sprawdziliśmy się jako pływacy, testując na basenie nasze kamizelki asekuracyjne. Wieczorowa porą, jak na prawdziwych żeglarzy przystało, przy blasku ogniska śpiewaliśmy szanty. Następnego dnia, kiedy po raz pierwszy odeszliśmy od keji, każdy z nas poczuł się prawdziwym żeglarzem. Wielką frajdę sprawiły nam prace bosmańskie - poznanie podstawowych węzłów, a jeszcze większa - podchody, dzięki którym mieliśmy okazje wykazać się sprawnością i sprytem. Ducha rywalizacji poczuliśmy już trzeciego dnia, kiedy to załogi omeg zmierzyły się w regatach wioślarskich. Obóz to nie same przyjemności, ale i obowiązki - będąc wachtą służbową musieliśmy wykonać kawał ciężkiej pracy, za co w nagrodę wyruszamy dzisiaj na biwak.
BIWAK, CZYLI WYPRAWA NOWYCH ROBINSONÓW
Niczym Robinsonowie odkryliśmy nowy ląd. Po wypakowaniu rzeczy rozstawiliśmy namioty jak prawdziwi zawodowcy. Zorganizowaliśmy wyprawę do lasu po chrust, żeby ognisko, które mieliśmy w planie, doszło do skutku. Aby mieć siłę na śpiewanie i pląsanie przy ognisku zjedliśmy kolacje, która przypłynęła do nas na Osiołku. Po zachodzie słońca wszyscy zasiedliśmy na kręgu. Przy wtórze gitary zaczęło się wspólne szantowanie. Począwszy od takich klasyków jak Hiszpańskie dziewczyny czy też Brzegi Nowej Szkocji na Śmiałym harpunniku kończąc. Były tańce, pląsy i konkursy. Zajadaliśmy się kiełbaskami i ziemniaczkami, które przyrządzaliśmy wraz z druhnami i druhami. Były nocne warty... a z samego rana po śniadaniu złożyliśmy nasze obozowisko i w asyście stażówki cali i zdrowi, pełni nowych wrażeń wróciliśmy do naszego