W poniedziałek zgodnie z ustalonym wcześniej planem udaliśmy się do miejscowości Sundal. Im głębiej wpływaliśmy tym zachwyt przecudnym krajobrazem wzrastał. Wyprawa na lodowiec również dostarczyła nam wiele emocji. Udało się dotrzeć pod sam jęzor. Mimo zmęczenia wynikającego z pokonania takiego dystansu pieszo wszyscy czuli satysfakcje - daliśmy radę!
Haugesund. Przepiękne miasteczko w którym mają nawet swoją Marilyn Monroe.
Następny cel naszej podróży - Lysefiord. Złożyło się tak, że akurat w tym miejscu, tego dnia nasz załogant Piotr Skotnicki obchodził swoje urodziny. Wszyscy złożyli solenizantowi najserdeczniejsze życzenia i następnie przystąpili do konsumpcji okazjonalnego "tortu".
Flori - jedyne z czym kojarzy się nam ta miejscowość to 4444 schody na szczyt fiordu. TAK - udało nam się dotrzeć na samą górę. Dowodem zdjęcia :-)
Kolejnym odwiedzonym miejscem było Stavanger. Podobno jedno z większych miast Norwegii. Jak wszystkie porty ten również został przez nas zbadany. Pogoda niezgodna ze standardem. Czyli było bezchmurnie i ponad 30 stopni. Wieczorem zapoznaliśmy się z załogą miejscowych "żeglarzy lądowych". Na drugi dzień szybkie zakupy i w południe wyruszyliśmy przelot do Kristiansand.
W Kristiansand z samego rana poświęciliśmy trochę czasu dla Wenedy - czyszczenie i drobne naprawy. Potem zwiedziliśmy miasto i kupiliśmy pamiątki. W następnym dniu wyruszyliśmy do portu Arendal, z którego autobusem planowaliśmy się dostać do Oslo.
Skoro świt pojechaliśmy autokarem z Arendal do Oslo, ponieważ warunki atmosferyczne nie pozwoliły nam na to, by dotrzeć tam Wenedą. W Oslo zwiedziliśmy wiele galerii i muzeów oraz zobaczyliśmy pałac królewski. Wieczorem wróciliśmy do Arendal.
Rano wyruszamy "Na Danię!!!". Niektórzy wreszcie mieli okazję zobaczyć i przeżyć warunki "jak na Bałtyku". I jednocześnie wyłonił się prezes rejsu ;). W Thyboren zaczęliśmy przygotowywać jacht do przekazania kolejnej załodze. Wieczorem rozpoczęła się kolacja kapitańska, pod koniec której dojechali nasi zmiennicy.