Jacht - s/y Weneda
[21.07.2007]
Świnoujście powitało nas... chmarą komarów, która z rozkoszą wbiła się w nasze stopy, łydki, ręce...
Niezrażeni przeciwnościami szybko zaształowaliśmy prowiant i już byliśmy w pizzerii na objedzie.
Następnie odbyło się zwiedzanie Wenedy. Jako przewodnik wykazywał się Skipper. Zajęcia z poruszania się po pokładzie w trudnych warunkach. Na koniec dnia spacer na główki portu, a jutro w morze...
Pozdrawia załoga Wenedy...
[21.07.2007]
Ze Świnoujścia popłynęliśmy do Sassnitz.
Zwiedziliśmy miasto, wysuszyliśmy nasze rzeczy przemoczone po trudach burzowej nocy, zjedliśmy tradycyjne rybne kanapki i następnego dnia wyruszyliśmy do Klintholmu.
Pogoda zmieniła się o 1800: było bezwietrznie, ciepło i przede wszystkim sucho. Dotarliśmy do portu o wczesnej porze i po sklarowaniu jachtu wybraliśmy się do sauny.
Czekając na zmianę pogody udaliśmy się na spacer po wydmach - chłopcy przeistoczyli się w prawdziwych akrobatów i bardzo dobrze się przy tym bawili ;) Kiedy wychodziliśmy z Klintholmu rozwiało się.
Pływanie na Wenedzie dzieli się na jachting, żeglarswto i *************. My definitywnie uprawialiśmy to trzecie - wiało 6. Dzielnie wspierała nas załoga smerfów z Osiłkiem na czele.
W drodze do Kopenhagi zatrzymaliśmy się w Dragor, na krótki nocleg. Dzisiejszy dzień upłynął na podziwianiu uroków stolicy Dani.
Pozdrawia załoga Wenedy...
[29.07.2007]
Po pożegnaniu syrenki w Kopenhadze wyruszyliśmy w kierunku Helsingoru. Po wpłynięciu do portu zabraliśmy się do szorowania naszego jachtu. Wymyliśmy zęzę domestosem, wysuszyliśmy poduchy i pozbawiliśmy lodówkę z resztek "świeżego" mleka UHT (o fe....). Pozostało nam tylko udanie się pod prysznic i na zamek Hamleta. Chłopcy pod wpływem zamkowej scenerii zaczęli zastanawiać się jakby to zdobywało się jego mury. Niewiele myśląc zabrali się do dzieła.
Z zawrotną prędkością 7 węzłów zdobyliśmy zachodni brzeg wyspy Ven. Wysepka ta zauroczyła nas swoim pięknem. Małe, kolorowe, skandynawskie domki, ogrody pełne pachnące kwiatów. Do pełni szczęścia brakowało tylko wydobywającego się z nich zapachu świeżo pieczonego chleba (mhmmm.....).
W tym dobrym nastroju wyruszyliśmy na wieczorny spacer. Dotarliśmy na kościelne wzgórze, z którego roztaczał się malowniczy widok na morze. I tak przy świetle księżyca wypoczywaliśmy przed planowanym 24h przelotem na Bornholm, a rano dzida.....
Pozdrawia załoga Wenedy...
[I do domu...]
36-cio godzinny przelot skończył się w Allinge. Małym porcie wykutym w skale na północnym brzegu Bornholmu. W środku pełno jachtów, także byliśmy zmuszeni do stanięcia "longside" do Szwedów. Do końca dnia zacumował do nas niemiecki jacht, a do niego następny Niemiec. Prognozy meteo mówią, że następnego dnia na Bałtyku ma wiać 7 do 8. Skipper podejmuje decyzje, że zostajemy i czekamy na zmianę pogody. Wieczorem odbieramy prognozę. Rano ma być tylko 6. Decyzja. Ruszamy po śniadaniu. Tylko jak wyjść mając 2 jachty przycumowane do siebie. Ano dla chcącego nic trudnego. Udało się bez większych problemów, ale był to z pewnością najbardziej wymagający manewr portowy na rejsie.
Następny port, Christianso. Położony na malowniczej wysepce na północny wschód od Bornholmu. Na miejscu pięknie, urokliwie i romantycznie ... dziewczynom się podobało.
Z Christianso półtoradniowy przelot do Świnkowa i pływanie na rejsie zakończone. W czwartek wieczorem tradycyjny wypad do pizzerii. Cały piątek upłynął nam na sprzątaniu Wenedy i drobnych naprawach. W sobotę rano przekazanie jachtu kolejnej załodze. Koniec rejsu. Dziewczyny wracają busem do domu, a męska część załogi jedzie do Szczecina na finał regat The Tall Ships' Races.