I to już koniec - ostatnie warsztaty; przynajmniej na razie. Kto nie znalazł czasu niech żałuje i się wstydzi. Bo np. Krzyś Peroń, gdy dowiedział się że to ostatnie warsztaty wsiadł w samochód, przyjechał i wniósł wymierny wkład w naszą pracę. Osoby, które jeździły, na pewno nie uważają tego czasu za stracony.
Tym razem, po jednym weekendzie przerwy, do szkutni trafiły "Bączki", gdyż i im należał się nowy lakier. Jako, że ludzie dopisali ( 10 osób) szlifowanie na mokro kadłubów okazało się pracą lekką, krótką i mało monotonną chociaż brudną. Czekając na wyschnięcie efektów naszej pracy przed ewentualnymi poprawkami poszliśmy na tradycyjną herbatę, posiłek i pogaduchy. Potem to już tylko doszlifowanie tego, co umknęło nam za pierwszym razem, posprzątanie po sobie i do domu, gdyż niestety inne zaplanowane prace pokrzyżowała nam pogoda ( stąd monotonia zdjęć).
Myślę, że tegoroczne warsztaty szkutnicze poza nowymi umiejętnościami i przeżyciem naprawdę fajnych chwil przyniosą większe poszanowanie naszego wspólnego sprzętu.