Pracowaliśmy bardzo intensywnie, mając tylko tydzień na opanowanie całego materiału nie było mowy o luźnych wieczorach. Mimo, że wykłady kończyły się około godziny 22, to jeszcze długo po tym ślęczeliśmy nad materiałami szkoleniowymi.
Oczywiście nie zabrakło zajęć praktycznych na wodzie. Pływaliśmy do oporu, o każdej możliwej porze. Podczas pływania po zmroku udało nam się przećwiczyć manewry w warunkach, gdy sternik nie widzi dziobu własnego jachtu.
Wydawać by się mogło, że ludzi, którzy mieli już doświadczenie z żeglarstwem morskim, niewiele może zaskoczyć. A jednak... Ważnym elementem kursu była nauka nawigowania „na mapach". Ta umiejętność okazała się w erze nawigacji satelitarnej trudna, nowa, ale ważna i przyjemna. Z kolei nocne pływanie utrwaliło nas w przekonaniu: w nocy, nawet przy spokojnym morzu zapinać szelki! Wyciągnięcie z wody człowieka po zmroku graniczy z cudem, na cale szczęście my musieliśmy wyciągać jedynie udającą człowieka, plastikową butelkę.
Pomimo natłoku zajęć ten wrześniowy tydzień nie stanowił dla nas męczarni. Wykłady często były nie tylko pouczające, ale też inspirujące. Po kursie pozostało w nas pytanie: skoro żeglarstwo jest sztuką, to czy żeglarz powinien być artystą?
{pgcooliris id=412}